Kliknij tutaj --> ⚾ nasza babcia serce ma takie duże że aż dwa
Moja ty, miła ty, dzieweczko ma. Aż do rana się bawiłem. Moja ty, miła ty, dzieweczko ma. I choć w głowie tęgo zaszumiało. Serce się do ciebie rwało. Moja ty, miła ty, dzieweczko ma . Wczoraj także tokaj piłem. Moja ty, miła ty, dzieweczko ma. Aż do rana się bawiłem. Moja ty, miła ty, dzieweczko ma. Choć się głowa jak len
Dzisiaj Twoje święto! Ono ma moc zaklętą! Kocham cię tak bardzo, że sama nie wiesz jak!-----3.Nasza babcia jest jak wróżka. Co otwiera bajkom drzwi. A gdy kładzie nas do łóżka. Mamy
Złote myśli z dzieł J. I. Kraszewskiego/Serce. Data wyd. Miejsce wyd. Serc e. Ż adne spojrzenie nie leci bez woli Bożéj, ani przychodzi daremnie, żadne uczucie nie wyrasta w sercu bez przyczyny i bez skutku, i to co ludziom zdaje się niczem w życiu, jest czasem wszystkiego nasionkiem. Mogiły.
NASZA BABCIA . Piotruś. Kiedy skaczę, kiedy łażę po drzewach, kiedy psocę, mama na mnie się gniewa. No, a babcia inaczej: figle psoty wybaczy. i z uśmiechem wita nas. Kiedy piszę, daję tacie mój zeszyt, żeby sprawdził, ale tata się śpieszy. No, a babcia inaczej: chętnie sprawdzi, zobaczy, zawsze dla nas znajdzie czas. Zofia
Słoneczny i pogodny czerwiec sprzyja lepszemu samopoczuciu. Spadła liczba zakażeń na Covid 19, można bardziej optymistycznie spojrzeć na świat, na nasze życie.
Recherche De Site De Rencontre 100 Gratuit. Dzień Babci już 21 stycznia. Poniżej przedstawiamy wybrane wierszyki na Dzień Babci i piosenki na Dzień Babci. Na pewno się przydadzą, jeśli wspólnie ze swoimi dziećmi będziecie chcieli przygotować niespodziankę dla babć. WIERSZYKI NA DZIEŃ BABCI - PIOSENKI NA DZIEŃ BABCIPiosenka 1 - Kiedy babcia była małaKiedy babcia była mała to sukienkę i fartuszek krótki nóżki chude rączki i lubiła jeść cukierki oraz I co , i co , że babcia nam urosła ,że lat ma trochę więcej niż ja i brat i co , i co , to ważne że mam babcię ,że bardzo kocham ją i śpiewać lubię z gdy dziadek był malutki , to nie nosił adidasów tylko miał wąsów ani brody , no i nie chciał jeść marchewki tylko lody!Ref. I co , i co , że dziadek urósł trochę ,że lat ma trochę więcej niż dwa plus trzy plus co , i co , to ważne że mam dziadka ,że bardzo kocham go i lat mu życzę sto!Dawno temu babcia z dziadkiem w piaskownicy się kłócili o na spacer idą sobie , a gdy wrócą ja im kawę dobrą I co , i co , że trochę nam urośli ,że nie są dzieciakami , że ważni z nich co , i co , to ważne że są z nami ,niech żyją długi czas i zawsze lubią nas. PIOSENKI I WIERSZE NA DZIEŃ BABCIPiosenka 1 - Dla Babci i DziadkaDziadek z Babcią mają świętoWięc im wszyscy zaśpiewamyNiech nam żyją, niech nam żyjąNasi goście Babcię, kocham DziadkaZa ich serce, za ich miłośćW dużym zdrowiu, długie lataNiech nam żyją, niech nam NA DZIEŃ BABCI - PIOSENKI NA DZIEŃ BABCIPiosenka 3Jest taka jedna paniCo u mnie fory maBo zawsze jest na luzieTo właśnie Babcia maJest taki jeden facioPrzystojny jak James BondTo Dziadek mój kochanyNie znacie go? To błąd .WIERSZE NA DZIEŃ BABCIPiosenka 4Nie wszystkie babcie lubią walczykiNie wszystkie noszą stare kolczykiNie wszystkie babcie mają wiele latDla niejednej babci wesoły jest światRef. Babcia, babcia, to starsza dziewczynkaCo kiedyś miała usta jak malinkaMamę i tatę dawno wychowałaZa to w prezencie wnuki dostałaWnuki dostała – to właśnie babcie przyznacie samiZatańczą disco razem z dziadkamiI ja chcę bardzo mocno wierzyć w toŻe tak tańczyć będą lat przynajmniej Babcia, babcia...............WIERSZE NA DZIEŃ BABCIWierszyk "Z okazji Święta Babci"Z okazji Święta BabciJa dzisiaj Babcię nauczęJaka powinna być wnuczkajaki powinien być wnuczekPo pierwsze, proszę Babci-Ja już od dawna uważam,Że nic tak wnucząt nie zdobiJak piękny uśmiech na jest dobry na co dzieńA nie wyłącznie od świętaWięc wnuczek ma się uśmiechaćA wnuczka ma być NA DZIEŃ BABCI - PIOSENKI NA DZIEŃ BABCIPiosenka dla dziadkaDziadku, Dziadku kochanyWeż mnie proszę na kolanaprzytul mocno swoją wnusięDziś powiedzieć coś Ci muszęDrogi Dziadku powiem krótkoJak mnie mama nauczyłaChcę byś 100 lat żył DziadziuniuI bym z Tobą zawsze Twe Dziadku dobre czynyZdrowia, szczęścia, siły, chwałyDzisiaj w dniu Twojego świętaSzczerze życzy wnuczek PIOSENKI NA DZIEŃ BABCIPiosenkaBabcia ma święto , to babci dzieńA ja pamiętam o tymKwiatki Jej dam, buzi Jej damSłonko zaświeci złoteBabcia i Dziadek la la la laBabcia i Dziadek święto maDziadek ma święto to Dziadka dzieńŚmiejemy się wesołoA Dziadek choć lat ma ze 100To tańczy z nami w kołoWIERSZYKI NA DZIEŃ BABCI - PIOSENKI NA DZIEŃ BABCIPiosenka na Dzień Babci - Wesoła piosenka dla babci i dziadkaNie wszystkie babcie lubią walczyki ,nie wszystkie noszą stare kolczyki ,nie wszystkie babcie mają po sto lat ,dla nie jednej babci wesoły jest Babcia , babcia to starsza dziewczynka ,co kiedyś miała usta jak malinka ,Mamę i tatę dawno wychowała ,za to w prezencie wnuki dostała , wnuki dostała- To właśnie my !Niektóre babcie przyznacie sami ,zatańczą disco razem z dziadkami ,i ja chcę bardzo mocno wierzyć w to ,że tak tańczyć będą lat przynajmniej sto. WIERSZYKI NA DZIEŃ BABCI - PIOSENKI NA DZIEŃ BABCIWierszy Kochamy WasCzy wy wiecie moi mili czy wy wiecieIle babć i dziadków jest na całym świecieWłaśnie wielkie święto swoje dzisiaj mająWięc wnuczęta im piosenkę śpiewać was, kochamy całym sercemI radości chcemy dać wam jak buzie uśmiechnięteDziś życzenia ślą przepiękneŻyj babuniu, żyj dziadziuniu latek z dziadkiem czas nam ciągle umilająZawsze dla nas niespodzianek wiele w piosence miłość wielką teraz podziękować chcemy wasBabcia bardzo często mamę zastępujeZamiast taty dziadek wnukiem się rodzice cały dzień spędzają w dziadek za to zawsze mają was
1. Piosenka pt. „W zieleni łąka majowa”.1. W zieleni łąka majowa, gdzieś w trawie świerszczyk się skrzypce maleńkie, gra zielone Dla mamy piosenki, dla mamy. Dla taty piosenki dla taty. kolorach łąka majowa już od stokrotek różowa. A od bławatków błękitna, wszystkie kwiaty zakwitły. Ref. Dla mamy zakwitły, dla mamy. Dla taty zakwitły, dla Daniel: Kochani rodzice, Mamusie, Tatule, W dniu Waszego święta witamy Was czule. Aneta: Bo jesteście dla nas najważniejsi w świecie, A jak Was kochamy, zaraz się dowiecie. Ola: Rodzice nas mają i my rodziców mamy, Więc z okazji Ich święta przedstawienie Inscenizacja pt. „Czerwony Kapturek”.N.: Na skraju lasu mieszkała mała dziewczynka, którą nazywano Czerwonym Kapturkiem. Pewnego razu mama poprosiła ją, aby zaniosła chorej babci koszyczek z Tylko pamiętaj – przestrzegała córkę – nie zbaczaj ze ścieżki i nie rozmawiaj z Po drodze Czerwony Kapturek napotkał wilka, który przymilnie się przywitał i zapytał dziewczynkę- Dokąd idziesz?Cz. K.: Do babci, która leży chora- odparł Czerwony gdzie mieszka twoja babcia?- spytał podstępny K.: W samym środku lasu- odpowiedział dobrze wychowany Czerwony Zerwij więc babci trochę kwiatków . Na pewno się ucieszy-poradził wilk i ruszył w swoją Sprytny wilk pobiegł prędko do domku babci i natychmiast ją połknął. Potem wślizgnął się do łóżka i założył na nos babcine okulary, żeby dziewczynka nie mogła go rozpoznać. Kiedy wnuczka dotarła do domku babci, zauważyła ze zdziwieniem, że jej babcia bardzo dziwnie K.: Babciu, dlaczego masz takie wielkie uszy ?- Żeby cię lepiej słyszeć- odpowiedział K.: Babciu, dlaczego masz takie wielkie oczy?- Żeby cię lepiej widzieć- odparł K.: Babciu, a dlaczego masz takie wielkie zęby?- Żeby cię lepiej zjeść!- wykrzyknął wilk i połknął Najedzonemu wilkowi zachciało się spać, więc z powrotem położył się do łóżka. A chrapał tak, że aż trząsł się cały dom. Usłyszał to myśliwy i ostrożnie wszedł do Zaraz, zaraz, coś mi się tu nie podoba- powiedział, kiedy zobaczył śpiącego wilka. I nagle zrozumiał co się Prędko przeciął wilkowi brzuch i uwolnił babcię wraz z wnuczką. Na szczęście nic im się nie stało. Wszyscy bardzo się cieszyli, a babcia w podziękowaniu za uratowanie życia poczęstowała dzielnego myśliwego pysznym ciastem, które przyniósł Czerwony K.: Przepraszam mamusiu, że nie posłuchałam twojej dobrej rady- powiedział Czerwony Cieszę się córeczko, że nic ci się nie stało-powiedziała pt. „choć mam rączki małe”. Choć mam rączki małe i nie wiele zrobię, pomogę mamusi niech odpocznie sobie./ 2x Zamiotę izdebkę, umyję garnuszki, niech się tu nie schodzą łakomczuszki muszki./2x I braciszka uśpię w białej kolebusi, chociaż tym pomogę kochanej mamusi./ pt. „ Kto mnie kocha?”. Kto mnie może kochać więcej ? Zmarznę, grzejesz moje ręce. Zszywasz spodnie, budzisz rano, Miód smarujesz mi na chlebie. Ty mnie kochasz, a ja mamo, Bardzo, bardzo kocham pt. „Serce jedno mam”. Serce jedno mam . Komu serce swoje dam? Dam je tobie mamo miła, Bo w nim miłość, radość, Piosenka pt. „Na urodziny”. Na urodziny dostałam trzy kwiaty, od przyjaciela, od brata i mamy. I myślę sobie, mam trzy kwiaty świeże, zaraz się dowiem, kto mnie kocha szczerze./bis Najpierw mi zwiędły kwiaty przyjaciela, potem mi zwiędły od braciszka ziela. A kwiaty mamy pozostały świeże, bo tylko mama umie kochać szczerze./bis7. Wiersz pt. „Oczy mamy”. Rano wstaje moja mama, jeszcze drzemie słońce. A mnie budzą dwa słoneczka; wesołe, gorące. W oczach mamy te słoneczka żarzą się od rana. Przez dzień cały bez ustanku spoglądają na nas. Gdy wieczorem słońce zajdzie, uśnie las i rzeczka, jeszcze nad mą śpiącą głową lśnią te dwa pt. „Mama ma zmartwienie”. Mama usiadła przy oknie. Mama ma oczy mokre. Mama milczy i patrzy na ziemię. Pewnie ma jakieś zmartwienie... Zrobiłam dla niej teatrzyk, a ona wcale nie patrzy. Przyniosłam w złotku orzecha- a ona się nie uśmiecha. Usiądę sobie przy mamie, obejmę mamę rękami i tak jej powiem na uszko: „Mamusiu, moje jabłuszko! Mamusiu, moje słoneczko!” Mama uśmiechnie się do mnie I powie : „Kasiu, moja kochana córeczko.”9. Piosenka pt. „Moja mama”/wszyscy/1. Moja mama wszystko wie, moja mama kocha mnie. W dniu jej święta, święta mamy tak wesoło zaśpiewamy. Ref. Niechaj żyje nasza mama, zdrowa i wesoła. Bijmy brawo naszej mamie, wszyscy Moja mama wszystkich zna, moja mama rację ma. W dniu jej święta, święta mamy tak wesoło Wiersz pt. „Dla mamy”. Mamo, Chcę duża urosnąć. Chcę, żebyś była wesoła latem, zimą i wiosną. A gdy jesienią spadną liście, nastaną słoty, przyniosę ci w podarunku- uśmiech Wiersz pt. „Kiedy dorosnę”. Kiedy dorosnę, będę lotnikiem lub kosmonautą śmiałym, wtedy polecę sobie sputnikiem szybciej od złotej strzały. Jak pan Twardowski, na księżyc trafię w kosmicznej tej podróży, chyba dokonać tego potrafię, gdy będę całkiem duży. I może gwiazdkę odkryję nową na wielkim jasnym niebie, lecz potem, mamo daję ci słowo: powrócę znów do Piosenka pt. „Szła dzieweczka”.Wszyscy: Szła dzieweczka do laseczka, /do zielonego, a ha, ha,/ 2x do zielonego. Nazbierała dużo kwiecia/ bardzo ładnego, a ha, ha,/2x Bardzo ładnego. Dla kogo kwiatuszki, dla kogo są?Dziew.: Dla mojej mamusi, bo kocham ją. Te właśnie kwiatuszki dla mamy są, bo dziś chcę pokazać jak kocham Dla kogo kwiatuszki, dla kogo są?Dziew.: Dla mego tatusia, bo kocham go. Te właśnie kwiatuszki dla taty są, bo dziś chcę pokazać jak kocham Montaż słowno-muzyczny „O tatusiach”. Nar.: O naszych tatusiach też myślimy czasami, więc najpierw Dawidek powie wierszyk, a potem piosenkę pt. „Jak rysować tatę?”Tatę wielkiego rysować trzeba,choćbyś rysować miał cały jak szczyt góry sięga do nieba,niech jak dąb rzuca ogromny cień. Tata podobny jest do olbrzyma, co na ramionach cały dom trzyma. A, że jest droższy mi od skarbu, namaluję tatę złotą pt. „Co powie tata?”. biedronka jest mała? Czy może być morze bez dna? Czy każda królewna ma pałac? I czy on jest ze szkła? Dlaczego raz jestem nieśmiała, a potem to brykam, aż wstyd?Ref.: Co powie tata/2x Co tata mi powie, co na to odpowie mi dziś? Co powie tata/2x Czy znów się wykręci, czy dziecko zniechęci- on wzięły się mrówki w słoiku? Czy lepiej mieć kota, czy psa? Dlaczego wciąż mówią bądź cicho, przecież głos mam i ja? Czy można pokochać ślimaka? Skąd wzięły się burze i mgłyRef.: Co powie...Nar.: Gdyby nie tata, powiedzcie co by było? Sami zobaczcie, jak smutno wszystkim by się by gwoździe wbijał w ścianę? by dziury wiercił w ścianie? żelazko by naprawił? by pokój wymalował? I kto meble by przestawił?Nar.: Wam tylko śrubki oraz gwoździe w głowie! Czyj tato gotuje, kto mi powie? Mój wczoraj obiadek nam taki zrobił: makaron guma i kości z drobiu. Za bardzo to tym się nie najadłem, Chociaż dwie porcje ja sam zjadłem. Tato wyciągnął wnioski praktyczne, że to obiady są Mój ciągle siedzi przy samochodzie, z garażu prawie już nie wychodzi. Samochód sprząta, czyści , wygładza, ale na zewnątrz nie Mój ciągle siedzi przed telewizorem: Rano, w południe w nocy To nie pracuje chyba? O rany! Owszem, pracuje ale na zmiany. Wszystko ogląda, wszystko jak leci; czy dla dorosłych, czy też dla Twój telewizję ciągle ogląda, a mój w lusterku się wciąż przygląda. Ciągle krawaty sobie kupuje, bo ten źle leży, ten nie Co tam krawaty, co tam krawaty! Gorzej, gdy w domu nie ma wciąż Mój tatuńcio ukochany jest w rybkach zakochany. Przygląda im się od rana, a do mamy pieszczotliwie mówi „rybko kochana”. Eee! Co ty Kasiu, chyba żartujesz? Mój tato: pierze, sprząta, Pierze, gotuje, tak wszystko naraz? A mój bez przerwy powtarza zaraz. Od tego zaraz mama jest chora i zaraz musi iść do doktora. Tata nerwowo się wtedy krząta i migiem wszystko wkoło Drodzy tatusiowie, to były tylko żarty niewinne, nasze rodzinki są całkiem Piosenka pt. „Wesoły świat”. rodzinę dobrą mamy, wszyscy razem się trzymamy. I choć czasem czas nas goni, my jak palce jednej dłoni. Ref.: Mama, tata, siostra, brat i ja to mój mały świat. Dużo słońca, czasem grad- to/ wesoły jest mój świat/ zawsze kocha czule, ja do mamy się przytulę. Tata kocha lecz inaczej, uspokaja, kiedy płaczę. Ref.: Mama ,..... napsocę i nabroję siedzę w kącie bo się boję. Tata skarci pożałuje, a mamusia Mama,... nie ma taty, mamy- wszyscy sobie pomagamy. I choć sprzątać nie ma komu, jest wesoło w naszym Drodzy tatusiowie, wszyscy przyrzekamy, Że będziemy grzeczni dla ciebie, dla mamy. A dzisiaj mamusiu, tatusiu przyjmijcie nasze życzenia: Stu lat w dobrym zdrowiu i marzeń spełnienia!Wręczenie upominków swoim ruchowa do piosenki pt. „Wąską ścieżką”- z udziałem rodziców. Uroczystość z okazji Dnia Mamy i Taty1. Piosenka pt. „W zieleni łąka majowa”.1. W zieleni łąka majowa, gdzieś w trawie świerszczyk się skrzypce maleńkie, gra zielone Dla mamy piosenki, dla mamy. Dla taty piosenki dla taty. kolorach łąka majowa już od stokrotek różowa. A od bławatków błękitna, wszystkie kwiaty zakwitły. Ref. Dla mamy zakwitły, dla mamy. Dla taty zakwitły, dla Daniel: Kochani rodzice, Mamusie, Tatule, W dniu Waszego święta witamy Was czule. Aneta: Bo jesteście dla nas najważniejsi w świecie, A jak Was kochamy, zaraz się dowiecie. Ola: Rodzice nas mają i my rodziców mamy, Więc z okazji Ich święta przedstawienie Inscenizacja pt. „Czerwony Kapturek”.N.: Na skraju lasu mieszkała mała dziewczynka, którą nazywano Czerwonym Kapturkiem. Pewnego razu mama poprosiła ją, aby zaniosła chorej babci koszyczek z Tylko pamiętaj – przestrzegała córkę – nie zbaczaj ze ścieżki i nie rozmawiaj z Po drodze Czerwony Kapturek napotkał wilka, który przymilnie się przywitał i zapytał dziewczynkę- Dokąd idziesz?Cz. K.: Do babci, która leży chora- odparł Czerwony gdzie mieszka twoja babcia?- spytał podstępny K.: W samym środku lasu- odpowiedział dobrze wychowany Czerwony Zerwij więc babci trochę kwiatków . Na pewno się ucieszy-poradził wilk i ruszył w swoją Sprytny wilk pobiegł prędko do domku babci i natychmiast ją połknął. Potem wślizgnął się do łóżka i założył na nos babcine okulary, żeby dziewczynka nie mogła go rozpoznać. Kiedy wnuczka dotarła do domku babci, zauważyła ze zdziwieniem, że jej babcia bardzo dziwnie K.: Babciu, dlaczego masz takie wielkie uszy ?- Żeby cię lepiej słyszeć- odpowiedział K.: Babciu, dlaczego masz takie wielkie oczy?- Żeby cię lepiej widzieć- odparł K.: Babciu, a dlaczego masz takie wielkie zęby?- Żeby cię lepiej zjeść!- wykrzyknął wilk i połknął Najedzonemu wilkowi zachciało się spać, więc z powrotem położył się do łóżka. A chrapał tak, że aż trząsł się cały dom. Usłyszał to myśliwy i ostrożnie wszedł do Zaraz, zaraz, coś mi się tu nie podoba- powiedział, kiedy zobaczył śpiącego wilka. I nagle zrozumiał co się Prędko przeciął wilkowi brzuch i uwolnił babcię wraz z wnuczką. Na szczęście nic im się nie stało. Wszyscy bardzo się cieszyli, a babcia w podziękowaniu za uratowanie życia poczęstowała dzielnego myśliwego pysznym ciastem, które przyniósł Czerwony K.: Przepraszam mamusiu, że nie posłuchałam twojej dobrej rady- powiedział Czerwony Cieszę się córeczko, że nic ci się nie stało-powiedziała pt. „choć mam rączki małe”.Choć mam rączki małe i nie wiele zrobię, pomogę mamusi niech odpocznie sobie./ 2xZamiotę izdebkę, umyję garnuszki, niech się tu nie schodzą łakomczuszki muszki./2xI braciszka uśpię w białej kolebusi, chociaż tym pomogę kochanej mamusi./ pt. „ Kto mnie kocha?”. Kto mnie może kochać więcej ? Zmarznę, grzejesz moje ręce. Zszywasz spodnie, budzisz rano, Miód smarujesz mi na chlebie. Ty mnie kochasz, a ja mamo, Bardzo, bardzo kocham pt. „Serce jedno mam”. Serce jedno mam . Komu serce swoje dam? Dam je tobie mamo miła, Bo w nim miłość, radość, Piosenka pt. „Na urodziny”. Na urodziny dostałam trzy kwiaty, od przyjaciela, od brata i mamy. I myślę sobie, mam trzy kwiaty świeże, zaraz się dowiem, kto mnie kocha szczerze./bis Najpierw mi zwiędły kwiaty przyjaciela, potem mi zwiędły od braciszka ziela. A kwiaty mamy pozostały świeże, bo tylko mama umie kochać szczerze./bis7. Wiersz pt. „Oczy mamy”. Rano wstaje moja mama, jeszcze drzemie słońce. A mnie budzą dwa słoneczka; wesołe, gorące. W oczach mamy te słoneczka żarzą się od rana. Przez dzień cały bez ustanku spoglądają na nas. Gdy wieczorem słońce zajdzie, uśnie las i rzeczka, jeszcze nad mą śpiącą głową lśnią te dwa pt. „Mama ma zmartwienie”. Mama usiadła przy oknie. Mama ma oczy mokre. Mama milczy i patrzy na ziemię. Pewnie ma jakieś zmartwienie... Zrobiłam dla niej teatrzyk, a ona wcale nie patrzy. Przyniosłam w złotku orzecha- a ona się nie uśmiecha. Usiądę sobie przy mamie, obejmę mamę rękami i tak jej powiem na uszko: „Mamusiu, moje jabłuszko! Mamusiu, moje słoneczko!” Mama uśmiechnie się do mnie I powie : „Kasiu, moja kochana córeczko.”9. Piosenka pt. „Moja mama”/wszyscy/1. Moja mama wszystko wie, moja mama kocha mnie. W dniu jej święta, święta mamy tak wesoło zaśpiewamy. Ref. Niechaj żyje nasza mama, zdrowa i wesoła. Bijmy brawo naszej mamie, wszyscy Moja mama wszystkich zna, moja mama rację ma. W dniu jej święta, święta mamy tak wesoło Wiersz pt. „Dla mamy”. Mamo, Chcę duża urosnąć. Chcę, żebyś była wesoła latem, zimą i wiosną. A gdy jesienią spadną liście, nastaną słoty, przyniosę ci w podarunku- uśmiech Wiersz pt. „Kiedy dorosnę”. Kiedy dorosnę, będę lotnikiem lub kosmonautą śmiałym, wtedy polecę sobie sputnikiem szybciej od złotej strzały. Jak pan Twardowski, na księżyc trafię w kosmicznej tej podróży, chyba dokonać tego potrafię, gdy będę całkiem duży. I może gwiazdkę odkryję nową na wielkim jasnym niebie, lecz potem, mamo daję ci słowo: powrócę znów do Piosenka pt. „Szła dzieweczka”.Wszyscy: Szła dzieweczka do laseczka, /do zielonego, a ha, ha,/ 2x do zielonego. Nazbierała dużo kwiecia/ bardzo ładnego, a ha, ha,/2x Bardzo ładnego. Dla kogo kwiatuszki, dla kogo są?Dziew.: Dla mojej mamusi, bo kocham ją. Te właśnie kwiatuszki dla mamy są, bo dziś chcę pokazać jak kocham Dla kogo kwiatuszki, dla kogo są?Dziew.: Dla mego tatusia, bo kocham go. Te właśnie kwiatuszki dla taty są, bo dziś chcę pokazać jak kocham Montaż słowno-muzyczny „O tatusiach”. Nar.: O naszych tatusiach też myślimy czasami, więc najpierw Dawidek powie wierszyk, a potem piosenkę pt. „Jak rysować tatę?”Tatę wielkiego rysować trzeba,choćbyś rysować miał cały jak szczyt góry sięga do nieba,niech jak dąb rzuca ogromny cień. Tata podobny jest do olbrzyma, co na ramionach cały dom trzyma. A, że jest droższy mi od skarbu, namaluję tatę złotą pt. „Co powie tata?”. biedronka jest mała? Czy może być morze bez dna? Czy każda królewna ma pałac? I czy on jest ze szkła? Dlaczego raz jestem nieśmiała, a potem to brykam, aż wstyd?Ref.: Co powie tata/2x Co tata mi powie, co na to odpowie mi dziś? Co powie tata/2x Czy znów się wykręci, czy dziecko zniechęci- on wzięły się mrówki w słoiku? Czy lepiej mieć kota, czy psa? Dlaczego wciąż mówią bądź cicho, przecież głos mam i ja? Czy można pokochać ślimaka? Skąd wzięły się burze i mgłyRef.: Co powie...Nar.: Gdyby nie tata, powiedzcie co by było? Sami zobaczcie, jak smutno wszystkim by się by gwoździe wbijał w ścianę? by dziury wiercił w ścianie? żelazko by naprawił? by pokój wymalował? I kto meble by przestawił?Nar.: Wam tylko śrubki oraz gwoździe w głowie! Czyj tato gotuje, kto mi powie? Mój wczoraj obiadek nam taki zrobił: makaron guma i kości z drobiu. Za bardzo to tym się nie najadłem, Chociaż dwie porcje ja sam zjadłem. Tato wyciągnął wnioski praktyczne, że to obiady są Mój ciągle siedzi przy samochodzie, z garażu prawie już nie wychodzi. Samochód sprząta, czyści , wygładza, ale na zewnątrz nie Mój ciągle siedzi przed telewizorem: Rano, w południe w nocy To nie pracuje chyba? O rany! Owszem, pracuje ale na zmiany. Wszystko ogląda, wszystko jak leci; czy dla dorosłych, czy też dla Twój telewizję ciągle ogląda, a mój w lusterku się wciąż przygląda. Ciągle krawaty sobie kupuje, bo ten źle leży, ten nie Co tam krawaty, co tam krawaty! Gorzej, gdy w domu nie ma wciąż Mój tatuńcio ukochany jest w rybkach zakochany. Przygląda im się od rana, a do mamy pieszczotliwie mówi „rybko kochana”. Eee! Co ty Kasiu, chyba żartujesz? Mój tato: pierze, sprząta, Pierze, gotuje, tak wszystko naraz? A mój bez przerwy powtarza zaraz. Od tego zaraz mama jest chora i zaraz musi iść do doktora. Tata nerwowo się wtedy krząta i migiem wszystko wkoło Drodzy tatusiowie, to były tylko żarty niewinne, nasze rodzinki są całkiem Piosenka pt. „Wesoły świat”. rodzinę dobrą mamy, wszyscy razem się trzymamy. I choć czasem czas nas goni, my jak palce jednej dłoni. Ref.: Mama, tata, siostra, brat i ja to mój mały świat. Dużo słońca, czasem grad- to/ wesoły jest mój świat/ zawsze kocha czule, ja do mamy się przytulę. Tata kocha lecz inaczej, uspokaja, kiedy płaczę. Ref.: Mama ,..... napsocę i nabroję siedzę w kącie bo się boję. Tata skarci pożałuje, a mamusia Mama,... nie ma taty, mamy- wszyscy sobie pomagamy. I choć sprzątać nie ma komu, jest wesoło w naszym Drodzy tatusiowie, wszyscy przyrzekamy, Że będziemy grzeczni dla ciebie, dla mamy. A dzisiaj mamusiu, tatusiu przyjmijcie nasze życzenia: Stu lat w dobrym zdrowiu i marzeń spełnienia!Wręczenie upominków swoim ruchowa do piosenki pt. „Wąską ścieżką”- z udziałem rodziców.
fot. Adobe Stock, JenkoAtaman Byłam szczęśliwa, gdy córka poprosiła mnie o pomoc w opiece nad czteroletnią wnuczką. Zosia była moim oczkiem w głowie i chciałam spędzać z nią jak najwięcej czasu. Dopóki Monika była w domu, na urlopie wychowawczym, nie miałam ku temu zbyt wielu okazji, bo nie chciała się rozstawać z córeczką nawet na sekundę. Teraz moje marzenie wreszcie miało się spełnić. Kiedy jednak usłyszałam, że o to samo córka poprosiła także drugą babcię, mina mi nieco zrzedła. Nie to, żebym nie lubiła Haliny. Uważałam, że jest w porządku. Jednak miałam duże wątpliwości, czy potrafi dobrze zająć się małą. Oczywiście natychmiast podzieliłam się swoimi obawami z córką. – O czym ty mówisz? Przecież teściowa wychowała aż trzech synów. I chyba dobrze się sprawdziła, skoro zdecydowałam się wyjść za jednego z nich! I nigdy tego nie żałowałam – uśmiechnęła się Monika. – Nie przeczę. Ale jak sama przed chwilą powiedziałaś, to byli chłopcy. A Zosia jest delikatną, małą dziewczynką. Wymaga zupełnie innego podejścia – zaczęłam tłumaczyć, ale córka szybko mi przerwała: – Nie przesadzaj, mamo, na pewno sobie poradzi. Poza tym, podobnie jak ty, kocha wnusię nad życie i też chce spędzać z nią czas. Nie mogłam jej pominąć. Prawda? – Prawda, prawda i dlatego nie będę protestować i podzielę się z Haliną opieką nad Zosią. Ale zobaczysz, jeszcze będziesz żałować, że nie powierzyłaś jej tylko mnie – odparłam. Pokłóciłyśmy się już po tygodniu Następnego dnia spotkałam się z Haliną. Bez większych problemów ustaliłyśmy plan dyżurów. Umówiłyśmy się, że raz ona będzie przychodzić rano, a ja po południu, i na odwrót. A gdyby któraś miała sprawę do załatwienia albo wizytę u lekarza, to się zamienimy. Córka była zachwycona. – A widzisz? Świetnie się dogadujecie. I myślę, że tak będzie dalej – uśmiechnęła się, ja jednak nie byłam aż taką optymistką. Przez skórę czułam, że to tylko dobre złego początki. Nie pomyliłam się. Do pierwszego spięcia doszło między nami już po tygodniu. Po południu poszłam odebrać Zosię od Haliny. Gdy zbliżałam się do bloku, dostrzegłam, że jest z wnuczką na placu zabaw. Ucieszyłam się, bo uważam, że dzieci powinny spędzać jak najwięcej czasu na świeżym powietrzu. Gdy jednak podeszłam bliżej, to omal zawału nie dostałam. Mała była ubrana tak, jakby był środek lata. Tymczasem na dworze panował chłód. Przyspieszyłam kroku. – Co ty wyprawiasz? Dlaczego Zosia jest bez czapki? Bez ciepłej kurtki? – napadłam na Halinę. – Nie przesadzaj, Basia, nie jest znowu aż tak zimno. Poza tym mała jest w ciągłym ruchu. Nie chciałam, żeby się spociła. Przecież każdy mądry człowiek wie, że dzieci chorują właśnie z przegrzania. I że trzeba je hartować od małego. Wtedy nabierają odporności – prychnęła. – Chcesz powiedzieć, że jestem głupia? – wkurzyłam się. – Nic podobnego. Po prostu przypominam pewne zasady, o których ty, jak widzę, zapomniałaś – zrobiła niewinną minę, a ja poczułam, jak wzbiera we mnie złość. – Chyba żartujesz! Nie widzisz, że Zosia ma zimne rączki, czerwony nosek? To delikatna dziewczynka, a nie chłopak! Jak trafi do szpitala z zapaleniem płuc, nigdy ci tego nie daruję! – warknęłam, a potem chwyciłam wnuczkę za rączkę i zabrałam ją do samochodu. Gdy dotarłyśmy do mnie do domu, napoiłam ją herbatą z malinami, a potem zadzwoniłam do córki i opowiedziałam o wszystkim. Myślałam, że stanie po mojej stronie i razem ponarzekamy sobie na Halinę. Tymczasem jej reakcja kompletnie mnie zaskoczyła. – Zaraz, zaraz, chcesz powiedzieć, że pokłóciłaś się z Haliną przy Zosi? – dopytywała się. – No tak… Ale przecież miałam powód! A poza tym to ona pierwsza mnie obraziła. Zwyzywała mnie od głupków i zachowywała się tak, jakby wszystkie rozumy zjadła… – To nie ma żadnego znaczenia! Nie życzę sobie więcej takiego zachowania! Takie kłótnie źle wpływają na Zosię! – Powiedz to Halinie! – Powiem, pewnie, że powiem. Ale na razie rozmawiam z tobą. Mamo, obiecaj mi, że to się więcej nie powtórzy, że nawet jak będziecie miały odmienne zdanie, to porozmawiacie spokojnie. Nie chcę, żeby moje dziecko patrzyło na wasze rozeźlone miny i potem miało jakieś koszmary. – Obiecuję, że się postaram. Ale jeśli Halina znowu nadepnie mi na odcisk, to nie wiem, czy wytrzymam. Zwłaszcza gdy będzie chodziło o dobro mojej wnuczki – odparłam i zanim zdążyła coś odpowiedzieć rozłączyłam się. Mimo że byłam trochę zła na Monikę, chciałam dotrzymać danego słowa. Ze wszystkim sił starałam się zachować spokój przy Halinie. Ale ona ciągle robiła mi wbrew. Jak próbowałam forsować swoje zasady i metody wychowawcze, ona natychmiast stawiała veto. Wyśmiewała mnie, krytykowała. Doszło do tego, że kłóciłyśmy się właściwie o wszystko: karmienie, spanie, zabawy, bajki… Nic więc dziwnego, że puszczały mi nerwy i nie pozostawałam jej dłużna. Po każdej takiej awanturze oczywiście dzwoniłam do córki. – O Boże, czy wy się naprawdę nie możecie dogadać? Głowa mi już puchnie od tych waszych skarg. Najpierw dzwonisz ty, zaraz potem odzywa się teściowa. Mam już tego dość! – zdenerwowała się któregoś razu. – To zakończ ten cały horror i podziękuj Halinie za opiekę nad Zosią. Od początku mówiłam ci, że ona się do tego nie nadaje. Ale ty oczywiście wiedziałaś lepiej – przypomniałam. – Masz rację, dość tego! Najważniejsze jest dobro i spokój Zosi – odparła. Nie ukrywam, poczułam olbrzymią satysfakcję. Byłam przekonana, że Monika skorzysta z mojej rady, i już wkrótce Halina będzie widywać wnuczkę tylko od czasu do czasu. Musimy dojść do porozumienia Kilka dni później córka zaprosiła mnie do siebie na kawę. Szłam na to spotkanie, podśpiewując pod nosem, bo myślałam, że za chwilę dowiem się, że jestem jedyną opiekunką Zosi. Gdy jednak znalazłam się w mieszkaniu, mina mi zrzedła. Za stołem siedziała bowiem Halina. Spojrzałam pytająco na Monikę, ale ona w milczeniu wskazała mi krzesło. Chcąc nie chcąc, usiadłam i nadstawiłam ucha. – Pewnie jesteście zdziwione i ciekawe, dlaczego was zaprosiłam na tę kawę – odezwała się córka. – Owszem. Nawet bardzo – skinęła głową Halina. – Zwłaszcza że wiesz, że nie jesteśmy z twoją matką w… hmm, najlepszych stosunkach. Gdybym wiedziała, że ona tu będzie, tobym w ogóle nie przyszła. – I nawzajem. Nie rozumiem więc, po co tu jesteśmy? Chyba nie chcesz nas pogodzić? Bo jeśli tak, to tracisz czas. Ta pani za bardzo zalazła mi za skórę, żebym wyciągnęła do niej rękę. – Spokojnie, nie zamierzam namawiać was do zgody. Do głowy mi to nawet nie przyszło. Zaprosiłam was, bo chcę wam bardzo serdecznie podziękować za opiekę nad Zosią. I poinformować, że od następnego miesiąca nie będę już potrzebowała waszej pomocy. Zamurowało mnie. Na amen. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. Wszystkiego się spodziewałam, tylko nie tego. Kątem oka dostrzegłam, że Halina też ma niewyraźną minę. – Ale jak to? Dlaczego? Czyżby zwolnili cię z pracy i nie zamierzasz szukać kolejnej, tylko zostać w domu? – wykrztusiłam, gdy już nieco ochłonęłam. – Nie, w firmie wszystko w najlepszym porządku. Może nawet awans dostanę i podwyżkę – uśmiechnęła się córka. – To kto zajmie się Zosią? – włączyła się do rozmowy Halina. Monika nabrała powierza w płuca. – Zosią zajmie się przemiła i kompetentna niania – wypaliła. – Że co? Chyba się przesłyszałam?! – nie dowierzałam. – Ja chyba też źle słyszę – zawtórowała mi Halina. – W takim razie powtórzę jeszcze raz. Niania. Taka, która nie będzie się z nikim kłócić przy Zosi i tym samym narażać jej na stres. Przykro mi bardzo, ale mam dość waszej wojny i skarg. Muszę myśleć o dziecku! Pewnie się domyślacie, co było potem. Wpadłyśmy z Haliną w szał. Krzyczałyśmy na Monikę, że jest nieodpowiedzialna, niewdzięczna i że nigdy nie pozwolimy, by naszą wnuczką zajmowała się jakaś obca baba. Bo jeszcze krzywdę jej zrobi, bo dzisiaj nikomu nie można ufać. Krzyczałyśmy dość głośno, więc spodziewałam się, że córka zacznie nas uspokajać. Tymczasem ona przyglądała się nam z coraz większym rozbawieniem. – Co cię tak bawi? – zdenerwowałam się jeszcze bardziej. – To, że mówicie jednym głosem. Dawno już nie byłyście takie zgodne – zachichotała. – To chyba normalne, prawda? Przecież tu chodzi o dobro naszej wnuczki! Nie ma się więc z czego śmiać – odezwała się Halina. – Doprawdy? – Monika nagle spoważniała. – To dlaczego się przy niej kłócicie? I to o drobiazgi? Setki razy prosiłam was, żebyście się jakoś dogadały. Ale wy miałyście to gdzieś. Każda z was chciała udowodnić, że jest lepsza od drugiej. Za wszelką cenę. Długo znosiłam to ze spokojem, ale co za dużo to niezdrowo. Jak chcecie toczyć wojnę, to proszę bardzo. Ale Zosi w to nie mieszajcie. Zdębiałam. Po raz drugi tamtego dnia. Z przeraźliwą jasnością dotarło do mnie, że córka ma rację. Nie lubię przyznawać się do błędów, nawet przed samą sobą, ale wtedy nie miałam wyjścia. Kiedy już nieco ochłonęłam, zerknęłam na Halinę. Miałam wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Gdy to zobaczyłam, też od razu zrobiło mi się smutno. Czułam, że muszę ratować sytuację. – Słuchaj, córciu, masz rację. Obie byłyśmy głupie i zacięte. Zachowywałyśmy się tak, jakby diabeł w nas wstąpił. Ale się poprawimy. Prawda, Halinko? – Tak, tak. Od dzisiaj żadnych kłótni, żadnej wojny – przytaknęła skwapliwie, ale Monika była niewzruszona. – Przykro mi, ale wam nie wierzę. Wiele razy składałyście takie obietnice i nie dotrzymałyście słowa. – To co mamy zrobić, żebyś uwierzyła? – zakrzyknęłyśmy zgodnie. – Nie wiem… Pogadajcie sobie tak od serca, wyjaśnijcie wszystkie wątpliwości, ustalcie wspólny plan. I mi go przedstawcie. Może wtedy dam się przekonać – zawiesiła głos, popatrując to na mnie, to na Halinę. – Do kiedy mamy czas? – zerwałam się z krzesła, po mnie Halina. – Do przedostatniego tygodnia miesiąca. Potem dzwonię do niani – odparła Monika. – W taki razie zaczniemy jeszcze dziś. Jedziemy z twoją mamą do mnie. Wczoraj upiekłam szarlotkę. Wyszła całkiem dobrze, więc milej nam się będzie gadało – rzuciła Halina stanowczym tonem i ruszyła do drzwi. Już miałam jej powiedzieć, że wolałabym, żebyśmy pojechały do mnie i że też mam dobre ciasto, ale ugryzłam się w język. Chciałam przecież pokazać córce, że wcale nie jestem kłótliwa i umiem ustąpić. Od tamtej pory minął tydzień. Codziennie spotykamy się z Haliną i ustalamy plan działania. Raz u niej, raz u mnie. Skłamałabym, mówiąc, że idzie nam jak po maśle. Początki były bardzo burzliwe, bo trudno wymagać od dwóch upartych bab, żeby od razu rzuciły się sobie na szyję. Nieraz skoczyłyśmy sobie do oczu, nieraz wykrzyczałyśmy wszystkie pretensje i żale. Ale kiedy już to zrobiłyśmy, zaczęłyśmy rozmawiać spokojnie i rzeczowo. I ze zdumieniem stwierdziłam, że pomysły Haliny, które wydawały mi się idiotyczne, wcale nie są złe. A i ona pochwaliła moje. Jest więc nadzieja, że już za dzień, dwa przedstawimy Monice ten wspólny plan. Oby go tylko przyjęła. Bo jak sobie pomyślę, że moją wnusią będzie zajmować się jakaś niania, to mi się od razu na płacz zbiera. Halinie zresztą też… Czytaj także:„W sypialni z Emilem nie było fajerwerków, więc zażyczyłam sobie otwartego związku. Sama zacisnęłam sobie pętlę na szyi”„Przed ślubem córki poszłam na solarium, a chwilę wcześniej wybielałam wąsik. Efekt? Najadłam się wstydu na weselu”„Moja znajoma wymaga stałej opieki, ale jej bliscy mają ją w nosie. Są wściekli o to, komu zapisała mieszkanie”
Sarę poznałam na studiach. Jest siostrą zakonną ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża. Wielu z nas, zgromadzenie to znane jest z pracy z dziećmi niewidomymi (np. w Laskach k. Warszawy). Siostra Sara ujęła mnie swoją prostotą, a przede wszystkim „normalnością” w byciu z drugim człowiekiem. Przyjaźnimy się od 18. lat, z czego kilkanaście przebywała na misjach w Indiach. Rozmowa, którą odbyłam z Sarą w 2009 r., jest o dzieciach stamtąd – z dalekiej Azji – które dotyka bieda i śmiertelne choroby oraz o niewidomych sierotach i ich opiekunach. Małgorzata Rubin-Bedra: W którym roku wyjechałaś na misje i dlaczego był to ten kraj? Sara: Wyjechałam w lutym 2003 roku, do południowych Indii, do stanu Karnataka, miasta Bangalore, do pracy wśród niewidomych dzieci. A dlaczego to miejsce? Nasze zgromadzenie rozpoczęło pracę w Indii w 1989 roku, kiedy to dowiedziałyśmy się, że w tym około miliardowym społeczeństwie aż 15 milionów to osoby niewidome, z czego zaledwie 2,5 procent, to osoby edukowane. Corocznie około 40 tys. dzieci traci wzrok z powodu niedożywienia i braku witamin. Zaistniała potrzeba, by wesprzeć nasze siostry tam pracujące, dlatego tez Matka Generalna zapytała, czy nie chciałabym wyjechać. Przyjęłam to z ogromna radością. Od lat marzyłam o pracy na misjach, a moim ideałem była Matka Teresa z Kalkuty, którą miałam okazję spotkać w Polsce. Kiedy wyjeżdżałaś na misje miałaś 30 lat, a w niedługim czasie zostałaś przełożoną międzynarodowej wspólnoty. Czy to nie za duże obciążenie, zbyt wielki trud? Kiedy wyjeżdża się na misje, trzeba być gotowym na wszystko. I łączy się wiele odpowiedzialności razem. Na początku nie było mi łatwo, szczególnie jeśli chodzi o język. Mimo krótkiego kursu języka angielskiego, który miałam w Polsce, po przylocie do Indii trudno mi było zrozumieć miejscowych ludzi, którzy przecież mówili właśnie po angielsku, choć wymawiali trochę inaczej i właśnie to było trudne. Ale z czasem, już na miejscu, bardzo wiele nauczyłam się od moich Indyjskich sióstr – nie tylko języka, ale także zwyczajów, kultury i mentalności ludzi. Czym się tam zajmujecie? Prowadzimy w Bangalore – stolicy stanu Karnataka – ośrodek dla dzieci niewidomych o nazwie Jyothi Seva, co w sanskrycie oznacza „Służbę Światłu”. W skład tego ośrodka wchodzi szkoła podstawowa (Jyothi Seva Primary School for the Blind) i internaty. Obecnie, przebywa w nich 85 niewidomych i słabowidzących dzieci, w tym 20 sierot. Pozostałe dzieci pochodzą w większości z bardzo ubogich rodzin, ze slumsów naszego miasta i wiosek w jego pobliżu. Mamy tez dwie dziewczynki z kolonii trędowatych ze stanu Czatisgar, odległego od nas o 26 godzin drogi pociągiem. Dla większości dzieci pobyt u nas to jedyna szansa na zdobycie wykształcenia i usamodzielnienie się w przyszłości. Po ukończeniu VII klasy w naszej szkole wysyłamy naszych uczniów do integracji, uzupełniają wykształcenie razem z widzącymi rówieśnikami, mieszkają nadal w naszych internatach, mają też lekcje wyrównawcze z nami. W szkole są takie same przedmioty jak i w innych szkołach dla dzieci widzących, wszystkie są wykładane po angielsku. Dodatkowo dzieci uczą się kannada, języka naszego stanu, a także języka hindi, który ma stać się ogólnoindyjskim. Dodatkowymi zajęciami w szkole są: nauka języka Braille’a (alfabetu dla niewidomych), czynności życia codziennego, orientacja przestrzenna, komputery (ze specjalnymi programami dla niewidomych). W internacie natomiast, dzieci uczą się śpiewu – maja chór w j. angielskim, ale także chór w j. kannada, uczą się gry na pianinie, casio, skrzypcach, a także tradycyjnego tańca indyjskiego o nazwie bharathanatyam oraz tańców ludowych. Wiele z dzieci jest utalentowanych muzycznie, a taniec mają we krwi. Jedna z nauczycielek prowadzi popołudniami zajęcia z fizjoterapii i masażu leczniczego. To dzięki niej kilkoro z naszych sierot zaczęło chodzić, mimo, że przyszły do naszego ośrodka po kilku latach leżenia jedynie w łóżku, a ortopedzi nie dawali im szans na samodzielne poruszanie się. Ile jest sióstr, z jakich krajów, na czym polega zadanie każdej z sióstr? We wspólnocie w Bangalore jest nas 21 sióstr, w tym 2 Polki. W naszym domu odbywa się też pierwszy etap formacji zwany aspiratem podczas którego kandydatki do zgromadzenia (obecnie jest ich 7, pochodzą z różnych indyjskich stanów) uczą się angielskiego i przygotowują do pracy z niewidomymi. Mamy jeszcze jedna placówkę w Indiach – w stanie Tamil Nadu, w mieście Kotagiri. Znajduje się tam dom formacyjny oraz ośrodek dla starszych niewidomych dziewcząt, gdzie uczą się dziewiarstwa i koszykarstwa. W tej wspólnocie jest obecnie 1 Polka, 5 Indyjek, 1 siostra ze Sri Lanki, 9 nowicjuszek i 4 postulantki, w tym jedna z Zimbabwe. W ubiegłym roku 3 nasze indyjskie siostry wyjechały do pracy w szkole dla niewidomych w Rwandzie. Budujemy także szkołę i internat w stanie Megalaja, w północno-wschodnich Indiach, gdzie w bardzo licznych i ubogich rodzinach jest wiele niewidomych dzieci, nie mających dostępu do szkół. 200 dzieci czeka na przyjęcie do szkoły. Nasze zadania związane są ściśle z ośrodkiem szkolno-wychowawczym, który prowadzimy, ja jestem odpowiedzialna za wspólnotę sióstr, za gości, pomagam także w administracji ośrodka i kontaktach z ofiarodawcami. Indyjskie siostry są nauczycielkami w szkole, pracują jako wychowawczynie w grupach internatowych, przygotowują do druku książki w alfabecie Braille’a, uczą orientacji przestrzennej i poruszania się z białą laską, mają lekcje muzyki, są odpowiedzialne za kuchnię, niektóre uzupełniają jeszcze swoje wykształcenie, by móc pracować z niewidomymi. Jak wygląda życie w Indiach? To temat rzeka… Mówiąc bardzo ogólnie, Indie są krajem symboli, kolorów, mnóstwa obyczajów i egzotyki. Ja, będąc tam 9 lat, zaledwie dotknęłam każdej z tych dziedzin i jestem zafascynowana. Kalendarz jest pełen najróżniejszych świąt, przede wszystkim związanych z religią hinduistyczną, dniami wolnymi od pracy są również święta muzułmańskie, a dla ciekawostki także dwa chrześcijańskie święta – Boże Narodzenie i Wielki Piątek. Każde z tych świąt ma specjalne zwyczaje. Są również odpowiednie obrządki, związane np. z uzyskaniem gotowości do małżeństwa przez dziewczynkę, ze śmiercią kogoś z rodziny, kupnem domu czy otwarciem sklepu. Najbardziej uroczyste są oczywiście śluby. Jak wy, siostry, jesteście przyjmowane przez tamtejszą społeczność? Nasz ośrodek znajduje się w bardzo ubogiej dzielnicy muzułmańskiej, otaczają nas meczety, z których kilka razy dziennie słyszymy przez głośniki głos muezina, nawołującego wiernych do modlitwy. Mamy bardzo dobre kontakty z sąsiadami, na nasze uroczystości czy przedstawienia przychodzi wielu z nich. Dzieci, które są w naszym ośrodku, należą do różnych religii, tak jak i w społeczeństwie indyjskim przeważają wśród nich hinduiści, są też dzieci muzułmańskie i grupka dzieci chrześcijańskich. Kiedy muzułmanie świętują Bakrid i zabijają zwierzęta, dzielą się z nami mięsem, a gdy hindusi świętują „Dipawali”, czyli święto świateł, otrzymujemy od nich specjalnie na tę okazję przygotowywane słodycze. Nasi pracownicy to także wyznawcy różnych religii, mamy więc okazję brać udział w hinduistycznych czy muzułmańskich ślubach, uroczystościach związanych z narodzinami dziecka czy poświeceniem domu. Skąd się biorą u was te dzieci, ktoś je kieruje? Dzieci trafiają do naszego ośrodka różnymi drogami. Większość sierot pochodzi z domów dziecka ss. Misjonarek Miłości, a tam trafiały z wysypisk śmieci, z ulic, ze szpitali. Miałyśmy bliźniaczki, które matka zostawiła w szpitalu, gdy miały 3 dni, kiedy zauważyła, że dziewczynki urodziły się bez gałek ocznych. Pozostałe dzieci są przywożone przez rodziców, skierowanych do nas przez znajomych lekarzy albo rodziców dziecka, które już uczy się w naszej szkole. Czasem ktoś spotka nas podczas programu, w którym nasze dzieci biorą udział i przekazuje adres osobie, która ma niewidome dziecko. Czasem, dzieci przywożą siostry zakonne, księża, pracownicy socjalni, którzy pracują w slumsach. Tam wynajdują dzieci, które siedzą zamknięte w domu, bo rodzice nawet nie zdają sobie sprawy, że ich niepełnosprawne dziecko może zdobyć wykształcenie. Informacja o naszej szkole jest też w tzw. Diecezjalnym Dyrektorium, dzięki czemu jest dosyć znana i to nie tylko wśród katolików, ponieważ siostry i księża pracują wśród wszystkich ludzi, bez względu na religię. To jest właśnie niezwykłe – w waszej pracy i waszym ośrodku – że zacierają się podziały. Mam na myśli podziały, wynikające z tak różnych kultur i tak odmiennych religii. W Polsce bardzo rzadko zdarza się, żeby razem ze sobą pracowali np. i chrześcijanie i muzułmanie, czy też Hare Krishna. Żeby razem tworzyli wspólne dzieło, gdzie chodzi przede wszystkim o dobro drugiego człowieka, a nie o religię. Podobno w Indiach dziewczynki są niechcianymi dziećmi (chodzi o płeć)? Kiedy w ubogiej rodzinie rodzi się dziewczynka, a tym bardziej niepełnosprawna, jest często porzucana przez rodziców. Są oni bowiem zobowiązani do zapłacenia „dowri”, czyli posagu przy jej zamążpójściu. Każda więc rodzina marzy o chłopcu, który na starość otoczy rodziców opieką. Nagminne są aborcje dziewczynek. Z tego też powodu zakazano informowania rodziców o płci dziecka przed jego narodzinami, czego niestety nie przestrzegają prywatne kliniki. Pamiętam, jak mówiłaś mi o dziewczynce, która ma na imię Radha, a która przychodzi do waszej kaplicy na różaniec. O co chodziło? Po imieniu dziecka od razu wiadomo, z jakiej wywodzi się religii; dzieci hinduistyczne mają najczęściej imiona bożków, chrześcijańskie – świętych. Radha jest jedną z hinduistek, które bardzo lubią przychodzić do naszej kaplicy na wspólny różaniec. Przychodzą też dzieci muzułmańskie. Czasem księża dziwią się, że podczas Mszy św. kaplica jest pełna, a do komunii przystępuje garstka dzieci. Tłumaczymy im później, że tylko ta garstka, to chrześcijanie. Jak wygląda dzień powszedni w waszej „wspólnocie”? Dzień zaczynamy wcześnie rano, mamy modlitwy poranne o godz. po nich Mszę Św. o siostry które maja dyżur w internacie już od są z dziećmi. Dzieci od rana wypełniają swoje tzw. „dyżury”: sprzątają pokoje, łazienki, wynoszą śmieci, ubierają szkolne mundurki. Starsi pomagają młodszym w czesaniu, zawiązywaniu butów, ćwiczeniu wszystkich czynności życia codziennego. O jest śniadanie (wszystkie posiłki są gotowane), najczęściej jakieś placki z mąki ryżowej i do tego bardzo ostry sos o nazwie curry. Dzieci, tak jak większość mieszkańców Indii, jędzą prawa ręką, nie używają sztućców. O jest w szkole poranny apel, podczas którego siostra czyta wiadomości z gazety, dzieci prowadzą modlitwę, odśpiewują hymn Indii i rozchodzą się do klas. Lekcje są takie same jak we wszystkich szkołach dla widzących, z metodami pracy dostosowanymi do niewidomych. O dzieci przychodzą do internatu na przerwę na wypicie soku (jest tu bardzo gorąco), a o mają półgodzinną przerwę na obiad. Na obiad jest zawsze ryż z ostrym sosem i gotowanymi warzywami, staramy się, by codziennie były owoce. W tygodniu posiłki są wegetariańskie, w niedziele kupujemy dla wszystkich mięso lub ryby. Mamy jedną kuchnię, w której gotuje się takie same posiłki dla dzieci, sióstr i pracowników. Zajęcia w szkole kończą się o dzieci wracają do internatu i zaczynają kąpiel, tzn. polewają się kubeczkiem wodą z wiadra. O jest podwieczorek. Po nim odrabianie lekcji i zajęcia dodatkowe. O jest kolacja i trochę czasu wolnego. O wspólna modlitwa wszystkich dzieci i gimnastyka wieczorna w dwóch grupach – dla młodszych i starszych. W sobotę mamy lekcje tylko do obiadu, a niedziela jest wolna od szkoły. Co się dzieje z dziećmi, które stają się pełnoletnie? Po ukończeniu naszej szkoły podstawowej, wysyłamy naszych wychowanków do szkół dla widzących, by razem z pełnosprawnymi rówieśnikami zdobywali wiedzę. Tam, kończą tzw. High School i College, zdolni uczą się dalej, kończą studia lub kursy nauczycielskie dla niewidomych. Trzy nasze absolwentki pracują w naszej szkole jako nauczycielki, dwie z nich mają już własne rodziny; choć same są zupełnie niewidome – wyszły za mąż za słabo widzących chłopców, mają już po dwójce pięknych, zdrowych, widzących dzieci. Inna z naszych absolwentek śpiewa w chórze, jeszcze inna jest nauczycielką pianina, jeden z chłopców udoskonala swoją wiedzę komputerową. Dla słabszych, upośledzonych uczniów, mamy jeszcze jeden ośrodek w stanie Tamil Nadu, gdzie prowadzimy warsztaty dziewiarskie i koszykarskie. Co jest największą trudnością w opiece, wychowaniu tych dzieci? Czy one różnią się od dzieci polskich? Dla mnie, nowym doświadczeniem jest praca z sierotami, które maja w sobie ogromne deficyty miłości, czasem wydaje mi się, że nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na ich zapotrzebowanie na miłość. Jestem bezradna, gdy pytają o rodziców, o których tak naprawdę nic nie wiemy. Wielu dzieciom nadałyśmy daty urodzin, bo też były one nie znane. A przecież każde dziecko chce świętować dzień urodzin. Najtrudniejsze są rozjazdy z internatu na ferie i wakacje, bo maluchy, które są sierotami, też mnie pytają, kiedy przyjadą mamy by je zabrać, a ja muszę odpowiadać, że tu jest ich dom. Często ich wakacje są o wiele lepsze, niż tych które wyjeżdżają do domów i jedzą np. raz dziennie, ale każde dziecko chciałoby spędzić wakacje z rodziną. Pamiętam, jak któregoś z chłopców ktoś zapytał skąd jest, myśląc o miejscowości, w której się urodził, a on odpowiedział, że jest z Jyothi Seva, bo od kiedy tylko pamięta, jest z nami. Czym dzieci indyjskie różnią się od polskich? Są bardzo chętne do wszystkiego, nie mają aparatów komórkowych, laptopów, wielu zabawek, dlatego też chętnie biorą udział we wszystkim, co im proponujemy. Gdy czasem ktoś nas odwiedza, jest zadziwiony tym, że dzieci garną się np. do zajęć pozalekcyjnych, że chcą się uczyć, że mają w sobie tyle zapału. Oczywiście, lubią też rozrabiać, bywają nieposłuszne, dziewczynki często się kłócą. Styl wychowania dzieci w Indiach jest dosyć ostry i na początku było dla mnie czymś szokującym, kiedy widziałam nauczyciela w szkole z kijkiem. My staramy się wprowadzać w naszej szkole inne metody wychowawcze, ale musi jeszcze upłynąć wiele czasu, zanim będą one zaakceptowane przez tamtejsza kadrę wychowawczą. Czy Bóg tam jest taki sam? Jedną z rzeczy, która bardzo fascynuje mnie w Indiach, jest religijność ich mieszkańców. Nie ma tam ludzi, którzy opowiadają się, że są ateistami, każdy w Kogoś albo w coś wierzy. Indyjczycy, to naród z natury bardzo religijny. Mam okazję obserwować wiarę naszych sąsiadów muzułmanów, którzy w każdy piątek tłumnie podążają na modlitwę do meczetów, a w świętym miesiącu Ramzan skrupulatnie przestrzegają postu. Widzę całe rodziny hinduistów, niosące w procesji posążki, bardzo popularnego w naszej okolicy, bożka intelektualistów – Ganesha. Widzę wreszcie i katolików, którzy nie wstydzą się swojej wiary, którzy głośno modlą się i śpiewają w kościele, którzy są pełni zapału w wyznawaniu Jezusa. Podczas niedzielnej Mszy Św. modli się cały kościół, ludzie wznoszą ręce do góry, uwielbiając Boga, czują się wspólnotą wiernych. Kościół żyje. A Pan Bóg… Myślę, że bardzo słucha modlitw naszych dzieci, które codziennie wspólnie modlą się do Niego. Nie jest trudniej wierzyć, widząc takie obyczaje, głód i biedotę na co dzień? Życie wraz z biednymi nie osłabia mojej wiary, wprost przeciwnie – daje mi szansę, by ją jeszcze bardziej pogłębiać. Radość życia naszych dzieci, ich prostota, entuzjazm, zarażają mnie i pomagają „z przymrużeniem oka” patrzeć na różne trudne sytuacje, bo przecież życie niewidomych jest często o wiele trudniejsze od naszych małych trosk, poprzez które czasem świat nam się wali. Pozwala mi to zrozumieć, że nie jest najważniejsze tylko to, co ziemskie, że istniejący świat ducha jest o wiele ważniejszy. Jakże głęboko brzmią w naszych realiach słowa z „Małego Księcia”: „Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. Dla mnie, życie z niewidomymi dziećmi, to codzienne, namacalne doświadczenie obecności Boga. Ostatnio, jedna z naszych uczennic, Yesuamma (znaczy „matka Jezusa”), odkryła w sobie talent poetycki. Nie mamy żadnych bliższych informacji o jej rodzinie, a ona bardzo chciałaby kiedyś poznać swoją mamę. Oto jeden z jej poruszających wierszy: Marzenia Chciałabym być małym ptakiem, który lata pod niebem i śpiewa piękną kołysankę, by utulić cię do snu Chciałabym być małym dzieckiem, by doświadczyć w moim sercu miłości mamy Chciałbym być płynącą rzeką i cieszyć się pięknem natury Chciałabym być aniołem, który jest z Tobą w dobrym i złym czasie Chciałabym być szczęściem dawanym wszystkim ludziom Chciałabym być krwią, która Cię chroni Chciałabym być łzami, by wyrazić moje uczucia Chciałabym być solą, by dać Ci odrobinę smaku Chciałabym być małym światłem tak bardzo niewinnym Chciałbym być delikatnym kwiatem, dającym wszystkim zapach Chciałabym być miłością, tak bardzo delikatną Chciałabym być dobrą wróżką, która Cię pocieszy, poprowadzi i pomoże podczas trudności Chciałabym być Twoim sercem, by znać czym jest ból i cierpienie innych i bić miłością Co daje Ci siłę do bycia tam, na każdy dzień? Co daje mi siłę…? Świadomość tego, jak bardzo potrzebna jest tam nasza obecność. Jak jest mi trudno, a mała Rupa przybiegnie i wdrapie mi się na kolana i zacznie opowiadać o tym, co zdarzyło się w szkole albo zaprosi mnie do swojego małego łóżeczka, bo nie chce spać sama i muszę jej długo tłumaczyć, że ja się tam nie zmieszczę. Albo wdzięczność bezdomnej staruszki, dla której obiad, otrzymywany od nas, jest jedynym posiłkiem w ciągu dnia. Jak zdobywacie środki do życia tam? Na działalność ośrodka, szkoły, internatu? Utrzymujemy się jedynie z darów, ale muszę przyznać, że Pan Bóg troszczy się o nas. Mamy kilku ofiarodawców z zagranicy, ale pomaga nam tez wielu miejscowych ludzi. I nie tylko dając ofiary pieniężne na dzieci, ale np. przynosząc gotowe posiłki. Albo też kilka worków ryżu, olej, różne rodzaje grochu, owoce, środki czystości, ubrania. Ogromnym wsparciem jest dla nas pomoc z Polski w ramach akcji „Adopcji Serca” oraz kwesty, które przeprowadzamy podczas pobytów w Polsce. Czy my, zwykli ludzie, możemy pomóc takim dzieciom i wam? Myślę, że jedną z form pomocy jest włączenie się w akcję „Adopcji Serca”. Polega ona na tym, iż można wziąć pod opiekę jedno z indyjskich dzieci, przebywające w naszym ośrodku, otrzymuje się zdjęcie tego dziecka i informacje o nim. Następnie można wesprzeć dziecko modlitwą lub też finansowo – częściowo lub w całości – opłacić kształcenie dziecka. Oprócz pracy w ośrodku, podróżujesz i odwiedzasz inne miejsca w Indiach, dotknięte biedą i chorobami. Opowiadałaś kiedyś o pewnej wiosce, gdzie nie ma lekarza, a dzieci bardzo poważnie chorują… Byłam kiedyś w małej wiosce w stanie Orissa. By się do niej dostać trzeba było iść przez las godzinę, nie było tam prądu, ani połączenia telefonicznego. Chorowały dzieci, rodzice nieśli je na rękach do najbliższej przychodni, często jednak nie zdążali dojść i dziecko umierało w drodze… To straszne doświadczenie niemocy, tak bardzo chciałoby się pomóc, a nie ma jak. Ostatnio zaś, opowiadałaś mi o dzieciach, pracujących na co dzień w kamieniołomach. Historia ta wywarła na mnie ogromne wrażenie… Tak. W czerwcu ubiegłego roku, wraz ze znajomym ks. redemptorystą i dwiema indyjskimi siostrami odwiedziliśmy kamieniołomy, położone na obrzeżach miasta Bangalore. Bardzo poruszyła mnie sytuacja mieszkających tam i pracujących dzieci. Większość z nich nie chodzi do szkoły, od najmłodszych lat pracują wraz z rodzicami za bardzo niskie wynagrodzenie. Praca, którą wykonują jest niebezpieczna dla ich zdrowia. Pracują w pyle, co często powoduje choroby płuc; rozdrabniając kamienie ulegają wypadkom i zranieniom, a nosząc ciężkie ładunki kamieni na głowach doprowadzają do chorób kręgosłupa. To bardzo smutne i aż niewyobrażalne… Niestety, taka jest rzeczywistość. Wstają wcześnie rano i idą z rodzicami do pracy. Chwilą odpoczynku jest czas południa, kiedy to w kamieniołomach podkłada się dynamit i wysadza kamienne ściany. To także czas ubogiego posiłku, na który składa się codziennie miska ryżu z gotowanymi warzywami lub tylko kilkoma ostrymi papryczkami chili. Po zakończonych wybuchach wszyscy wracają do pracy, która trwa do zmroku. Dużym problemem jest też brak wody. Jest ona dowożona w cysternie i trzeba za nią płacić. Ludzie więc bardzo ją oszczędzają. Każda rodzina mieszka w ubogim szałasie pokrytym liśćmi palmowymi. W nim mieści cały swój dobytek. Życie toczy się głównie przed domem: gotowanie, mycie, wieczorne spotkania po pracy. To, o czym mówisz, tak bardzo różni się od codzienności polskich dzieci… Tamtejsze dzieci mają poważny wyraz twarzy, od najmłodszych lat znają trudy codziennego życia. Czasem dobrze uświadomić sobie jak bardzo jesteśmy uprzywilejowani mogąc posyłać dzieci do szkoły, mieć dobrze płatną i bezpieczną pracę, bieżącą wodę w kranie, smaczny i zróżnicowany posiłek, etc. Są bowiem tacy, często jeszcze bardzo mali, dla których każdy dzień jest zmaganiem o przeżycie. Bardzo dziękuję Ci za rozmowę. Życzę wiele sił w dalszej pracy.
W dniach takich jak dziś często zastanawiamy się jaki prezent zrobić ukochanej babci, a za chwilę dziadkowi w dniu ich święta - 21 i 22 stycznia. Jedni kupują czekoladki inni kwiaty lub ciepłe kapcie, a jeszcze inni suplement diety o właściwościach „cardio”…wszystko to aby ich wielkie serce, któremu nie rzadko zawdzięczamy szczęśliwe dzieciństwo, biło długo i mocno...Mało z nas wie, że jest pewien cudowny, acz mało popularny medykament, który zadba o to serce, a dodatkowo wpłynie korzystnie na cały organizm zapewniwszy mu należytą ochronę przed różnymi chorobami, toksynami i finalnie holistyczna dobra formę. Cudowne właściwości olejów będących mieszanką zbilansowanych kwasów nienasyconych to dziś absolutna rewelacja w suplementacji każdego organizmu, do których warto przekonać naszych dziadków, by ich serca biły jak najdłużej. Niech posłuży im do tego „podróż” w różne zakątki świata. Każdy dobrze wie, że podstawą zdrowia jest właściwe odżywianie, równowaga psychiczna umiar i rozsądek w doborze rodzajów aktywności fizycznej i składników codziennych posiłków. Od tego jak jemy i jak żyjemy zależy nasze samopoczucie, stan naszego organizmu i to czy jesteśmy odporni na choroby. Ta zasada dotyczy człowieka w każdym wieku, ale im człowiek starszy, tym bardziej restrykcyjnie powinna być przestrzegana. W młodości mało kto zwraca uwagę na to, że istotnym składnikiem codziennej diety jest tłuszcz. Z jednej strony folgujemy sobie jedzeniem śmieciowym, a z drugiej walczymy z tłuszczem jak tylko się da, lekceważąc fakt, że spełnia on ważną rolę w prawidłowym funkcjonowaniu naszego organizmu. Choć walczyć powinniśmy tylko z tłuszczem złym, zwanym – NASYCONY, zawartym właśnie w śmieciowym jedzeniu, nie uzupełniamy tego, który jest nam niezbędny do zdrowia, zwanego - NIENASYCONYM. Aż nadchodzi dzień, gdy jako dziadkowie zaczynamy dostrzegać skutki walki nie z tym tłuszczem, z którym powinniśmy. Ponieważ „lepiej późno niż wcale” zadbajmy dziś o naszych dziadków i weźmy sobie do serca ich tę mało popularną, acz wartościową wiedzę:POLECAMY Tłuszcz jest dla naszego organizmu jak paliwo, daje nam energię dwa razy taką jak węglowodany czy białka. Jeśli robimy badania krwi to pojawiają się nam wyniki poziomu dobrego i złego cholesterolu, które są konsekwencją spożywania tego nasyconego i tego dobrego tłuszczu. Zdaniem lekarzy i dietetyków powinno się ograniczać spożycie produktów mlecznych i mięs, gdyż to one są źródłem wszelkiego zła poczynionego w naszym organizmie. Za to zwiększyć konsumpcję tłuszczy nienasyconych, w które bogate są ryby i oleje roślinne. Najlepszymi produktami dla zdrowia są naturalne oleje tłoczone na zimno pozyskiwane z ziaren, pestek czy orzechów. Zakłada się, że najlepiej spożywać tłuszcze w proporcji nie więcej niż 1/3 tłuszcze nasycone i minimum 2/3 nienasycone. Tłuszcze to nie tylko dostarczona energia, ale piękne włosy, elastyczna skóra, zdrowe oczy, których kondycja szczególnie doskwiera naszym dziadkom. Odpowiednio dobrane oleje wspierają także nasz organizm w odchudzaniu. Takie oleje produkuje rodzinna manufaktura państwa Wyszyńskich, która mieści się w sercu czystych Warmii i Mazur. Oleje te, o nazwie Verum Virgin, to mieszkanka wszelkiego dobra. Bogactwo składników i technologia, które razem dają spektakularne efekty, co potwierdzają pacjenci po przebytych najróżniejszych chorobach, a nawet ci którzy podali się zabiegom liposukcji lub zmniejszaniu żołądka. - Moi pacjenci, którzy mają zdewastowany organizm po latach bezskutecznej walki z nadwagę bardzo chwalą sobie zalecane przeze mnie oleje Wyszyńskich - radzi dr Adam Gumkowski z AGKlinik. - Po zabiegach liposukcji lub zmniejszeniu żołądka zaczyna się najcięższa walka dla Pacjenta. Nie wprowadzamy zmian w odżywianiu zbyt gwałtownie, ale zdecydowanie polecamy stosowanie w diecie zbilansowanych kwasów tłuszczowych. Oczywiście taka suplementacja powinna następować powoli, zwłaszcza gdy nigdy wcześniej ich nie przyjmowaliśmy, ale efekty są dla każdego zdumiewające, już po 3-4 miesiącach. Na dzień babci i dziadka warto zapoznać ich z dobroczynna mocą kwasów nienasyconych zawartych w olejach, szczególnie, że w specjalistycznych sklepach mamy do wyboru rozmaite ich opcje oraz mieszanki, które odpowiednio dobrane pozwolą cieszyć się naszym dziadkom dobrą kondycją, ogólna a nawet serca. Będą zapobiegać atakom wirusów i bakterii. Takimi mieszankami są oleje Verum Virgin, Olej, od którego warto zacząć zdrową suplementację to IQ200 Verum Virgin. Ma niesamowite właściwości. Działa odmładzająco, obniża cholesterol i reguluje ciśnienie krwi. Ponadto poprawia nastrój i zdolności umysłowe. W skład podstawowej mieszanki wchodzą: olej lniany, wiesiołkowy, migdałowy, z ostropestu plamistego, orzecha laskowego, pestek dyni, lnicznika siewnego, maku lekarskiego, sezamu czarnego, orzechów brazylijskich i włoskich. Efekty są niesamowite. W Polsce o kilku lat popularność zdobył inny zdrowy produkt - olej kokosowy. Ma on idealne właściwości prozdrowotne zapobiegając infekcjom, wirusom czy grzybicy. Przyspiesza metabolizm pozwalając na zgubienie zbędnych kilogramów oraz co ważne dla łakomczuchów - zmniejsza apetyt. Olej kokosowy to niesamowity dar natury, który może być również stosowany bezpośrednio nas skórę chroniąc ją przed poparzeniami słonecznymi, a także jest naturalnym preparatem dla włosów niwelując łupież. Warto także wypróbować masło kokosowe, które można wykorzystać zarówno w kuchni, jak i w codziennej pielęgnacji skóry czy włosów. Masło pozyskiwane jest z miąższu orzechów palmy kokosowej z mniejszą zawartością tłuszczu w stosunku do oleju kokosowego. Jest cennym źródłem witamin A, E, B, kwasu foliowego, potasu czy magnezu. Oleje Wyszyńskich - Verum Virgin - to nie tylko obietnica zdrowia zbilansowanych kwasów tłuszczowych, to w 100% naturalne mieszanki olejów pozyskanych z kilkunastu ziaren i orzechów. Wszystkie mieszanki to kwasy tłuszczowe, między innymi omega 3 i omega 6, zbilansowane według autorskiej receptury. W każdej butelce, oprócz 97% oleju uwięzione zostały fosfolipidy, karetonoidy, polifenole, a także lignany, witaminy i minerały, to również ciekawy przewodnik podróżnika po najbardziej egzotycznych rejonach świata, które z pewnością zafascynują naszych dziadków. Tajemnica Azteków Olej z amarantusa to prawdziwa bomba zdrowia. Między innymi zapewnia odporność, ale i zmniejsza ryzyko wystąpienia nowotworów, pomaga także w leczeniu reumatyzmu, łuszczycy i astmy. Ponadto obniża ciśnienie i leczy choroby serca, jest także doskonałym lekiem na przeziębienia, wirusy i bakterie. Amarantus to również świetna przekąska i może być spożywany np. jak płatki śniadaniowe. Już starożytni Aztekowie doceniali jego cudowne właściwości. Robili z ziarna amarantusa i miodu statuetki, które w ramach rytuałów religijnych czcili, a następnie łamali i spożywali. Mroźna Syberia Kolejnym cudownym olejem jest ten pozyskiwany z pochodzącego z syberyjskiej tajgi orzecha cedrowego. Orzech zawiera kwas linolenowy, dzięki czemu odchudza. Ponadto olej zmniejsza alergie, nadciśnienie i poziom glukozy. Innym dobrodziejstwem dzikiej i nieskażonej przez człowieka Syberii jest olej z rokitnika zwyczajnego, który skutecznie zapobiega i leczy wrzody żołądka oraz refluks. Ponadto dzięki bogactwu witaminy E odżywia skórę, poprawia wzrok i obniża poziom cholesterolu we krwi. Zawiera również bardzo rzadko występujący w przyrodzie kwas Omega-7, a dla człowieka jest prawdziwym zbawieniem, gdyż chroni wątrobę przed uszkodzeniami spowodowanymi wszechobecnymi toksynami. Afrodyzjak od faraonów Innym ciekawym składnikiem naszej diety może być złoto faraonów, czyli olej z kminu egipskiego, który zwiększa libido będąc naturalnym afrodyzjakiem, równocześnie wspierając płodność u mężczyzn i kobiet. Olej leczy stany zapalne i choroby skóry, wspomaga leczenie nowotworów. Polecany jest chorym na astmę i alergie, ma właściwości przeciwzakrzepowe, przeciwdrgawkowe. Jego skuteczność docenią i kobiety, u których wspomoże laktację i chorzy na cukrzyce, bo reguluje poziom cukru. To tylko znikoma część jego możliwości w stabilizowaniu naszego organizmu. Jego popularność sięga czasów Tutanchamona, który kazał się pochować z buteleczką tego oleju. Podsumowując - wszystkie składniki mieszanek Verum virgin to prawdziwe skarby, ale jeszcze jeden jest wart uwagi – olej z ogórecznika lekarskiego – zawiera najwięcej wielonasyconych kwasów tłuszczów GLA ze wszystkich roślin. Jest rewelacyjną, a przede wszystkim zdrową alternatywą dla środków przeciwbólowych, gdyż uśmierza ból i działa przeciwzapalnie. Czyli coś co naszym dziadkom przyniesie ulgę w stanach zapalnych różnych przyczyn. AGklinik Klinika Sztuk Pięknych to miejsce szczególne, stworzone z wielkiego zamiłowania dr Adama Gumkowskiego do wykonywanego zawodu. AGklinik to niezwykłe połączenie pasji i 27 lat doświadczenia w chirurgii kosmetycznej. Ta klinika to nowoczesny, w pełni profesjonalny i komfortowy kompleks medyczny na światowym poziomie, mieszczący się w samym sercu Warszawy, w jednym z najpiękniejszych zakątków Mokotowa. AGklinik jest pionierem we wprowadzaniu najnowszych technologii, innowacyjnych zabiegów i światowych osiągnięć w dziedzinie medycyny, ginekologii i dermatologii estetycznej oraz ortopedii kosmetycznej w Polsce. W ofercie kliniki nadrzędne znaczenie ma pozycja chirurgii estetycznej, ale w trosce o dobro i komfort pacjenta oferta została rozbudowana o kolejne dziedziny. Dzięki temu, w jednym miejscu i czasie możliwe jest kompleksowe leczenie pacjentów, diagnostyka, czy też interwencja chirurgiczna.
nasza babcia serce ma takie duże że aż dwa